Nowości wydawnicze Łomżyńskiego Towarzystwa Naukowego im. Wagów

Wkrótce nakładem ŁTN im. Wagów w Łomży ukaże się „Księga pamięci żydowskiej gminy w Stawiskach”. Zainteresowanych tą publikacja zapraszamy do lektury fragmentów recenzji wydawniczych.

Księga pamięci gminy żydowskiej w Stawiskach, red. I. Rubin, tłum. z języka angielskiego Mirosław Reczko, red. wydania polskiego M. K. Frąckiewicz i M. Reczko, konsultacja z języków oryginalnych Ewa Wroczyńska, Łomża 2020, ss. 251.

Fragmenty z recenzji wydawniczej Wojciecha Konończuka

Recenzowana polska edycja „Księgi pamięci gminy żydowskiej w Stawiskach” jest cenną pozycją źródłową, opublikowaną oryginalnie w Tel Awiwie w 1973 r. przez Ziomkostwo Żydów ze Stawisk. Publikacja zawiera wspomnienia żydowskich mieszkańców miasteczka Stawiski w ziemi łomżyńskiej, którzy przeżyli Holokaust. Jest typowym przykładem specyficznego gatunku, jakim są żydowskie księgi pamięci, publikowane przede wszystkim pod II wojnie światowej przez ziomkostwa Żydów pochodzących z poszczególnych miast i miasteczek w państwach Europy Środkowej i Wschodniej. Autorzy wspomnień w znacznej większości nie władali biegle piórem, co jednak nie umniejsza znaczenia zapisanych (czasami także podyktowanych) przez nie relacji. „Księga pamięci gminy żydowskiej w Stawiskach” (dalej skrótowo „Księga pamięci Stawisk”) niewątpliwie miała szczęście do dobrego redaktora, co podnosi jej wartość.
Księga… została opublikowana oryginalnie w językach hebrajskim i jidysz (jedynie rozdział wstępny po angielsku). Przekład został dokonany jednak z jęz. angielskiego, na który „Księga pamięci Stawisk” została przełożona przez portal Jewishgen.org. Z zasady lepiej jest dokonywać przekładu z oryginalnego języka wydania, choć trzeba przyznać, że polski przekład jest bardzo dobry.
„Księga pamięci Stawisk” wnosi bardzo wiele ważnych informacji do poznania historii Stawisk i okolic w pierwszej połowie XX wieku. Przy tym, choć wspomnienia zostały spisane przez żydowskich mieszkańców miasteczka, to ich zawartość przyczynia się do poznania nie tylko historii społeczności żydowskiej, ale historii Stawisk w ogóle. Jest to materiał wspomnieniowy, który świetnie dopełnia inne źródła historyczne do historii miejscowości. „Księga pamięci Stawisk” ma również znaczenie ponadregionalne jako reprezentatywne źródło do historii społeczności polskich Żydów oraz ciekawe studium przypadku sztetla w północno wschodniej Polsce. Jeden z autorów wspomnień napisał zresztą wprost, że „Stawiski nie wyróżniały się spośród innych miast i miasteczek Polski” (s. 162)
Publikacja została podzielona na sześć części, które kolejno dotyczą historii Stawisk, rabinów i osobistości, okresu między dwoma wojnami, istotnych wydarzeń w miasteczku, Holokaustu oraz zawierają eulogie. Redaktorzy wersji polskiej utrzymali podział z wydania oryginalnego, co nie zawsze jest zachowywane przez redaktorów polskich ksiąg pamięci. W tym jednak przypadku jest to uzasadnione.
„Księga pamięci Stawisk” w pierwszych rozdziałach sięga nawet do okresu drugiej połowy XIX wieku, wnosząc interesujące informacje m.in. o miejscowych Żydach wspierających powstanie styczniowe. Następnie szeroko pojawia się okres okupacji niemieckiej w okresie I wojny światowej. Wartościowy jest opis majątki rodziny Kisielnickich, w tym jego rabunku dokonanego przez chrześcijan w 1920 r., oraz informacje o strachu miejscowych Żydów przed pogromem ze strony wojsk polskich. Bardzo cenne są wspomnienia mówiące o życiu codziennym Żydów w Stawiskach i okolicach, zachodzącej transformacji życia wewnątrz wspólnoty żydowskiej, edukacji dziewczynek, zmian w obyczajowości. Obszerna jest część mówiąca w działalność organizacjach społecznych i politycznych, w tym syjonistycznych oraz o emigracji Żydów. Warto również odnotować wiele nowych faktów do biografii słynnych stawiszczan, w tym wielkiego szachisty Akiby Rubinsteina oraz rzeźbiarza Jacoba Brandeburga (jego imię zostało błędnie – za wydaniem oryginalnym – zapisane jako Josef).
Niezwykle ważne są rozdziały mówiące o relacjach z chrześcijanami przez 1939 r. oraz w okresie Holokaustu. W przypadku tego pierwszego wątku, mimo rozwijającego się w latach 30. antysemityzmu „Księga pamięci Stawisk” przynosi sporo przykładów zgodnego współżycia. Ciekawa jest informacja o miejscowych chrześcijanach, w tym sędzi, którzy przychodzili do stawiskiej synagogi w wigilię Jom Kippur, aby posłuchać śpiewu Kol Nidre.
W związku z tym, że Łomżyńskie było regionem, w którym latem 1941 r. doszło do szeregu pogromów, recenzowana książka będzie istotnym źródłem także dla historyków badającychówczesne wydarzenia. Również w Stawiskach doszło do pogromu, który został opisany w kilku relacjach. Już we wstępie redaktorzy polskiego wydania podjęli ten wątek, dokonując analizy informacji o pogromie zawartych w kilku relacjach, które jednak miejscami są ze sobą sprzeczne, w tym w kwestii liczby ofiar. „Księga pamięci Stawisk” zawiera także kilka relacji mówiące o ratowaniu Żydów przez Polaków. Jednym z najbardziej wartościowych jest rozdział Chawy Fuchs mówiący o jej walce o przetrwanie w okresie wojny.
Wszystkie powyższe uwagi mają na celu podkreślenie, że „Księga pamięci Stawisk” zdecydowanie zasługuje na polską edycję. Jest to źródło, które – jak wszystkie wspomnienia – należy jednak czytać krytycznie i konfrontować z innymi.

Z recenzja wydawniczej dr Zenona Krajewskiego
Przygotowywana do druku „Księga Pamięci Gminy Żydowskiej w Stawiskach” pod red. Małgorzaty K. Frąckiewicz i Mirosława Reczko jest dziełem zasługującym na najwyższą uwagę. Wydanie „Księgi” w polskiej wersji językowej pod egidą Polskiego Towarzystwa Historycznego i Łomżyńskiego Towarzystwa Naukowego im.Wagów w Łomży było możliwe dzięki grantowi uzyskanemu w ramach programu „Dialog” Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w edycji na lata 2019-2021. Wydawana w 2020 r. publikacja „Księgi” jest bardzo dobrym przekładem z języka angielskiego autorstwa M. Reczki, z tym że nie był to język oryginalny wielu przesłanych do redaktora wydania angielskiego, Joma-Tow Lewińskiego, tekstów wspomnień, gdyż sporo tekstów zostało napisanych w języku hebrajskim i jidysz. Trzeba ten fakt mieć na uwadze czytając „Księgę”, jako że czasami użyte słowa nie są adekwatne do tych w języku oryginału. Niemniej tego typu przypadków jest niewiele i nie mają znaczenia dla całości przekładu. Dla tłumacza należne są zatem słowa najwyższego uznania.
„Księga” składa się z kilku części, w ramach których posegregowano wspomnienia. Część pierwsza zatytułowana została „Historia Stawisk”. Nasuwa się tu uwaga, że tytuł powinien być szerszy i brzmieć: „Historia Stawisk i wspomnienia o rodzinnym mieście” (s.15-48). Część druga dotyczy wspomnień o rabinach stawiseckich i innych znaczących osobistościach miasta i zatytułowana jest „Rabini i osobistości” (s. 49-98). Też powinno się ten tytuł rozwinąć tak jak to opisałem powyżej. Część trzecia dotyczy wspomnień z okresu międzywojennego i zatytułowana jest „Pomiędzy dwoma wojnami światowymi” (s.99-146). W tytule wkradł się drobny błąd, bo powinno być „dwiema”. Część czwarta zatytułowana jest „Wydarzenia i osobistości” (s.147-182). Ten tytuł w języku polskim jest zbyt enigmatyczny.
Należałoby pomyśleć nad jego zmianą. Część piąta dotyczy okresu zagłady Żydów i zatytułowana jest „Podczas dni Holocaustu” (s.183-218). Ostatnia, szósta część zatytułowana jest „Eulogie” i zawiera wspomnienia o zmarłych wybitnych działaczach żydowskich związanych ze Stawiskami. Całość dopełnia „Słowniczek wybranych terminów judaistycznych”, co powinno być wielce pomocne dla czytelnika, gdyż część przypisów jest napisana językiem zbyt specjalistycznym w jego materii religijno-kulturowej, co nie ułatwia zrozumienia tekstów. Na przykład w przypisie 34 napisano: „Tefilin to są filakterie…”. Co to wyjaśnia przeciętnemu czytelnikowi „Księgi”? Z kolei w przypisie następnym napisano o „halachicznych pracach egzegetycznych”. Nasuwa się zatem wniosek, że cześć przypisów jest napisana językiem zanadto specjalistycznym i przez to niezrozumiałym dla zwykłego czytelnika.
W „Księdze” zawarto ponad pięćdziesiąt wspomnień. Wiele z nich czyta się z przyjemnością, niektóre wręcz smakuje, bo tak poetyckim językiem zostały napisane, a w niektórych wspomnieniach zawarte wyrażenia mogą budzić sprzeciw, jeśli nie oburzenie polskiego czytelnika. Na przykład Chemda Lewinowicz pisze o naszym regionie, a może wręcz o Stawiskach w następujący sposób: „Tylko bardzo niewielu udało się uciec z doliny mordu i znaleźć drogę do ojczyzny”. Bardziej drastycznych przykładów niesprawiedliwych ocen Polski i Polaków nie chciałbym przytaczać. Lepiej jednak pisać o pozytywnych aspektach dzieła.
„Księga pamięci” stawiseckich Żydów nazwana została przez jedną z autorek wspomnień, Szyfrę Zwilczewski, „pomnikiem, który wznosimy ku pamięci wspólnoty żydowskiej, niewielkiej, jeśli chodzi o liczbę ludności, ale bogatej w życie pełne treści i energii”, co uwypuklił w swojej przedmowie M. Reczko. Jako recenzent, który znacznie wcześniej, bo już dwa lata temu, dość gruntownie zapoznał się z tym dziełem w wersji angielskiej w Bibliotece Narodowej w Warszawie i w trakcie przygotowań do wydania nakładem ŁTN im. Wagów swojej Historii Stawisk dokonał na własny użytego przekładu obszernych fragmentów tej „Księgi”, jestem pełen podziwu dla dzieła garstki Żydów pochodzących ze Stawisk, a rozproszonych po II wojnie światowej po świecie. Ich umiłowanie miasta swojego dzieciństwa i młodości budzić musi uznanie i szczere wzruszenie. Zastanawiające jest, dlaczego my, Polacy, nie wydajemy powiedzmy co dziesięć lat podobnych ksiąg pamięci, które uwzględniałyby wydarzenia, fakty i wspominały ludzi dla naszych miast wielce zasłużonych, którzy odeszli „na wieczną wartę” w mijającej lub minionej dekadzie.
Z „Księgi pamięci” Żydów stawiseckich wyłania się to nigdy nie wygasłe uczucie dla miasta, które zmuszeni byli opuścić. Wspomnienia stawiseckich Żydów, jak pisze M. Frąckiewicz w swojej przedmowie, pomagają nam, czytelnikom, „odtworzyć miniony czas,przywrócić z wielką dokładnością obrazy osób, przywołać ciągi zdarzeń współtworzących wspólną historię, poczuć atmosferę przeszłości”. Zgadzam się z autorką przedmowy do polskiego wydania, że pamięć powinna nade wszystko stanowić wyraz szacunku dla minionych pokoleń.
Pokolenia Żydów budowały Stawiski rodząc się, żyjąc i tam umierając. Tworzyły unikalny koloryt tego dwunarodowego miasteczka. Ze wspomnień emanuje umiłowanie rodzinnego miasta. Pozwolę sobie tutaj przytoczyć fragment wspomnień jednego z autorów: „Z okresu dzieciństwa, po którym już nigdy nie widziałem moich rodzinnych Stawisk, mam dziwną ekspresyjną wizję długiej linii, z tyłu tak prostej jak struna skrzypiec, z przodu wybrzuszonej, powyżej dużego brzucha wysoki tors, a następnie szczupła prosta szyja uwieńczona głową”. Po przeczytaniu tego fragmentu nasuwa się myśl, że autor porównuje miasto, jego układ architektoniczny do kobiety, i to takiej, dodajmy, którą darzy uczuciem. Dalej autor kreśli swoje drogi i ścieżki z okresu dzieciństwa, jakimi chadzał po mieście i jego najbliższej okolicy, przytaczając ciekawe bajdy i anegdoty.
Autorką pełniejszego i bardziej skrupulatnego, choć nie tak poetyckiego, opisu miasteczka jest Ch. Lewinowicz. Z jej wspomnień wyłania się nie tylko topografia Stawisk, w tym sektory miasta zamieszkałe przez Żydów, w odróżnieniu od tych części zamieszkałych przez Polaków, ale również klimat i atmosfera miasta”. Oto fragment tekstu to ilustrujący: „W czasie jarmarków plac targowy i sąsiednie ulice wypełnione były furami z produktami rolniczymi, które mieszkańcy wsi przywieźli na sprzedaż (…). W letnich miesiącach sprowadzano do miasta karuzelę, którą ustawiono w jednym z rogów rynku. Piękne drewniane konie przytwierdzone do dwusiedzeniowych sań krążyły wkoło od godzin popołudniowych do późnej nocy, przy akompaniamencie hałaśliwej muzyki (…). Po ulicach krążył mężczyzna z katarynką. Zatrzymywał się przy każdym domu i kręcił korbką katarynki, z której płynęła melodia: „Z Rosji, ach z Rosji…” (…). W niedziele i święta chrześcijańskie wszystkie żydowskie sklepy były zamknięte. Tylko sklep spożywczy, który był własnością jednego z bogatych gojów, pozostawał otwarty. Paradoksalnie był jedynym, któremu pozwolono prowadzić biznes w niedziele i święta (…) Inny bogaty goj nabył karczmę w centrum miasta od jej żydowskiego właściciela. W ten sposób chrześcijanie, usiłując powiększyć swoje środki utrzymania, powoli wkraczali w biznesy, które przez pokolenia były wyłączną domeną Żydów”.
Autorka, jak widzimy, na kartach swych wspomnień nie powstrzymuje się od drobnych złośliwości i uszczypliwości pod adresem Polaków, wspominając też m.in. o zrealizowanej ambicji proboszcza, aby podnieść wysokość wież kościelnych tak, żeby kościół był okazalszym i wyższym budynkiem, niż wielka synagoga stawisecka. Z powyżej przywołanego tekstu
wyłania się obraz rywalizacji polsko-żydowskiej, ale takiej, która tworzy nową wartość, buduje, a nie burzy, kreuje coś nowego, a nie niszczy tego, co już egzystuje. Autorka przytacza też wydarzenia bulwersujące i punktu widzenia współczesnej recepcji relacji polsko-żydowskich wręcz oburzające jak np. o żołnierskich rabunkach żydowskich domów i znęcaniu się nad Żydami przez soldateskę. Oto fragment ilustrujący ten aspekt: „Poszła plotka, że zbliża się grupa Hallerczyków. Wszystkie kluby i domy zostały zamknięte i żaden Żyd nie kręcił się po targowisku. (…) Nagle okrzyki „Pomocy!” rozległy się w ciszy, która królowała w miasteczku. Członkowie miejscowej władzy byli na ulicach nieuchwytni, a krzyki Żydów o pomoc były jak wołanie o ratunek na pustyni. (…) Żołnierze interesowali się szczególnie starszymi Żydami. Kiedy złapali Żyda, wyrywali lub obcinali mu z wielką radością brodę. Raz schwytali wuja Chaima (…). Odcięli jedną stronę jego brody, by go bardziej udręczyć”. W kontekście tego tekstu należy mieć świadomość, że obcięcie Żydowi brodę znaczyło dla niego tyle, co odebranie mu czci. Nie było większego dyshonoru i zarazem wstydu, którego mógł doświadczyć nieszczęśnik.
Wspomnienia z okresu międzywojennego, w czasach demokratycznej Polski, ukazują swobodę działalności politycznej, gospodarczej i kulturalnej dla Żydów zamieszkałych w liberalnej II RP, opisują działalność pierwszych organizacji syjonistycznych w Stawiskach, ich szkolenie, a właściwie przygotowywanie do emigracji, aliji i do życia w kibucach zakładanych na ziemiach historycznego Izraela, które po I wojnie światowej, odbite z rąk tureckich, znalazły się pod okupacją angielską, opowiadają też o Straży Religijnej (Haszomer Hadat), młodzieżowej organizacji syjonistycznej, przypominają o początkach nowoczesnej żydowskiej edukacji w Stawiskach, a także o konfliktach w łonie samej społeczności żydowskiej, podzielonej nie tylko na zwolenników pozostania w Polsce i orędowników emigracji do Palestyny lub gdziekolwiek indziej, ale także z punktu widzenia religijnego zróżnicowanych na chasydów i nie-chasydów, wśród których było wiele odłamów. Te grupy religijne i kulturowe czasami nie przebierali w środkach zwalczając siebie nawzajem ( na uwagę zasługuje np. przygotowanie dla rabina w miejscu, gdzie zwykle zażywał kąpieli maty z gwoździami ponabijanymi ostrymi zakończeniami do góry, co mogłoby dla przywódcy gminy skończyć się bardzo źle, gdyby tego dnia zapragnął zażyć kąpieli i zrealizował ten zamysł).
Ze wspomnień wyłania najprawdopodobniej prawdziwy, panoramiczny obraz społeczności żydowskiej zamieszkujących miasteczko na północno-wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, stosunkowo blisko do granicy Prus Wschodnich. Kres temu specyficznemu kolorytowi Stawisk położyła I wojna światowa, inwazja Niemiec hitlerowskich na sowiecką Rosję i okupacja przez Rzeszę regionu łomżyńskiego. Niemcy po 22 czerwca 1941 r. mieliwreszcie sposobność zrealizowania obłąkańczego planu Hitlera zgładzenia europejskich Żydów. Jednak wielu polskich Żydów nie zdawało sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie nad nimi zawisło wraz z pojawieniem się Niemców i okupowaniem przez nich tych ziem. Wiele rodzin, a szczególnie matek, martwiło się o los dzieci, które w ramach aliji udały się na emigrację. Cytowana już powyżej Chewa napisała po latach w swoich wspomnieniach: „Moja matka i siostra martwiły się o mój los i nie dostrzegały, podobnie jak reszta Żydów w Polsce, że ich los został już przypieczętowany. Matka moja i siostra Chana, jej mąż Izrael Zeew i ich troje dzieci Menachem, Nachum i Nechama zostali wszyscy zamordowani razem z pozostałymi Żydami miasteczka w straszliwym Holocauście, który spadł na nasze Stawiski, na Żydów w Polsce i w pozostałych krajach Europy”. Zwi Liberman napisał wiersz „Dwoje”, który unaocznia tragedię żydowskich losów. Pozwolę sobie przytoczyć tylko fragment owego wiersza:
„Chłopak miał dziesięć lat, a dziewczynka jedenaście.
On widział morderstwo na własne oczy,
Ona błąkała się od wsi do wsi.
Widziała świat wypełniony strachami jak w zaświatach”.

O tragedii Żydów w czasach Holocaustu napisano w ostatnich ośmiu dekadach bardzo dużo, ale wciąż można ją opisywać na nowo i stale zastanawiać się nad istotą człowieczeństwa i jego braku w pewnych okresach historii ludzkości. W skali makro wyniszczenie Żydów europejskich, w tym w ogromnej mierze polskich, było niewyobrażalną tragedią. Ale jest także skala mikro, kiedy tragedia jest dramatem poszczególnych osób, małżeństw, rodzin. Nieustannie wzruszające jest opłakiwanie swoich bliskich w pięknych ściskających za serce słowach znamionujących przepastną głębię uczuć wobec najbliższych. Kończąc swoją recenzję, chciałbym przytoczyć jeszcze słowa Mordechaja Wienera o żonie Chanie napisane i wygłoszone w czwartą rocznicę jej śmierci. „Smutek, ból i cierpienie towarzyszą mi od czasu, jak nas opuściłaś. Twój szlachetny i piękny charakter staje jakby żywy przed moimi oczyma. Byłaś kobietą dzielną, kochaną przez wszystkich za twój urok. Opuściłaś nas na zawsze tak nagle. Moja ukochana, nie zaznam odpoczynku i spokoju. Dzień po dniu, godzina po godzinie, wspominam twój obraz, z twoim uśmiechem tak jasnym jak świecące słońce”. Cóż można więcej dodać do tej elegii? Z pewnością lepiej zostawić powyższe słowa bez komentarza.
„Księga pamięci” jest i pozostanie lekturą fascynującą. Dobrze się stało, że Łomżyńskie Towarzystwo Naukowe im. Wagów oraz Polskie Towarzystwo Historyczne pospołu powzięli zamysł wydania tego dzieła. Podsumuję ten tekst jakże trafnymi słowami Małgorzaty Frąckiewicz, która – jak to polonistka – ma dar pięknego słowa: „Pamięć to siła, która ocala
przeszłość i współtworzy teraźniejszość, jeśli z szacunkiem i świadomością o nią zadbamy”. Nie sposób nie zgodzić się z jej tezą, że powinniśmy być „depozytariuszami przekazanego wspólnego dziedzictwa”. Któż lepiej mógłby pełnić rolę takich depozytariuszy dla regionu łomżyńskiego i całego północno-wschodniego Mazowsza jak nie Towarzystwo Historyczne oraz Towarzystwo Naukowe im. Wagów? „Księga” ze wszech miar zasługuje na wydanie, aby dawać świadectwo przebogatej przeszłości kulturowej wschodniej Polski i być pomnikiem kultury zgładzonej pod ciosami hitlerowskiego najeźdźcy niemal już osiem dekad temu, ale wciąż żywej w świadomości kolejnych pokoleń Polaków, gdyż Żydzi, stanowiąc jedną dziesiątą ogółu mieszkańców Rzeczypospolitej, byli jednym z filarów jej historii przez wiele wieków. Przeto zasługują na upamiętnienie wydaniem tego znakomitego zbiorowego dzieła.